Szwabski Karl Kraus

Wydawnictwo i dziennikarz, jak Erich Schairer, trudno sobie dziś wyobrazić. Jego credo to: walka z kościołem, kapitalizmem, o służbę publiczną i sprawiedliwość. Na początku 1937 naziści wprowadzili zakaz jego zawodu, a 1946 został współredaktorem „Stuttgarter Zeitung”. Na 21. W październiku 2012 miałby 125 lat.

OD KURT OESTERLE

Jego kariera zaczyna się od złowrogiej „białej luki”: koniec 1919 to dr med. Erich Schairer redaktor naczelny gazety Heilbronn Neckar, następca swojego przyjaciela Theodora Heussa. Od pewnego czasu tli się sprzeczności między Schairerem a jego wydawcą. W artykule z pierwszej rocznicy rewolucji listopadowej Schairer pisze, że Niemcy stały się porządną demokracją, ale w urzeczywistnianiu sprawiedliwości społecznej nie można wyjść poza „oszałamiający początek”. W liberalnym Heilbronn jest to duch socjalizacji. Schairer poddaje się, polemizując z „przeszywającą legendą” prawicy - ten artykuł już się nie pojawia, wydawca go uciska. Schairer pasuje. Arkusz pojawia się ze spacją na jednym; widoczny z daleka: znak cenzury. Dla Schairera jest to egzamin końcowy; prawdziwa równowaga sił w młodej republice została ujawniona, może ją jedynie zrzec.

Przez trzy dni powinien siekać drewno w domu, pod każdym względem nadchodziła ciężka zima. Schairer postanowiła założyć własną gazetę. Godzina wydawała się sprzyjająca, wszędzie był nowy początek, odejście, chęć zmiany. Demokratyczna republika potrzebowała eskorty dziennikarskiej. A Erich Schairer zaoferował jej jeden: Sonntags-Zeitung. Krytyczny, zbuntowany eksperyment prasowy. Na 4. Styczniowy 1920 pojawił się po raz pierwszy, czterostronny, w formacie berlińskim, w edycji 1000er i za cenę 25 Pfennig. Wysoce polityczne przedsięwzięcie, ale także akt przywracający godność cenzurowanego dziennikarza.

Republika Weimarska wyprodukowała własny typ dziennikarza - politycznie i literacko, analitycznie i ironicznie. Oczywiście, mieszanka tych czterech temperamentów była indywidualnie wymawiana; Carl von Ossietzky, Kurt Tucholsky lub Theodor Wolff studium. Albo prawie zapomnianemu dziennikarzowi Erichowi Schairerowi, który mieszkał od 1887 do 1956, a trzy wielkie nazwiska tylko wywnioskowali, że nie był on jednym z najbardziej postrzeganych dziennikarzy stołecznych, ale działał w prowincji.

Lakoniczne, szokujące, prowokujące, a nawet poetyckie - to były rejestry Schairera. Po zrzuceniu bomby atomowej w Japonii napisał o „zaginionych ludziach, którzy są wysadzeni w atomy ...” Poprzez dziennikarzy takich jak on, przemysł prasowy po 1945 zakorzenił się w bogatym, wysoko rozwiniętym krajobrazie prasy demokratycznej pierwszej Republiki Niemiec. „Graveler”, „twórczy buntownik”, „urodzony dziennikarz”, w kilku literaturach jest powołany do swojego życia i pracy (nadal wysoce polecany Zgarnie kompetentny portret). Legendy te powstały równocześnie z Republiką Weimarską, podczas której Schairer stał się najpopularniejszym dziennikarzem w południowych Niemczech.

Erich Schairer był na 21. Październik 1887 urodził się w Hemmingen, Oberamt Leonberg. Syn nauczyciela o pietystycznym wykształceniu jest dobrze znanym wyjściem z: Seminarium Blaubeurera przez Szpilka Tybinga w parafii w Wirtembergii. 1905 przeniósł Schairera do Tybingi i działał jako „Gazettier” w federalnej gazecie swojego stowarzyszenia "Roigel", ukończył studia i został proboszczem 1909 w swoim rodzinnym mieście. Niemal jako namiestnik zostałby wciągnięty w bliższe Lustnau, ale natychmiast napisał do konsystorza: „Przepraszam, że ulżyłem mojemu przeniesieniu do Lustnau, więc jestem znany.” Krótko, sucho, tępo - to powinno także wyróżnić późniejszego stylistę gazety. Prosi 1911 o zwolnienie. Nie wydaje mu się, aby plebania była właściwym miejscem do przebudowy Zeitgeist i prawie zastanawia się, dlaczego tak długo trwało to urzeczywistnienie.

Schairer przez chwilę komunikuje się między polityką a dziennikarstwem; oba mogą stanowić odpowiednie pole zawodowe dla ekspresjonisty - jest także pasjonatem debaty. On bierze 1912 Reutlinger Generalanzeiger jego pierwsza redakcja.

Teraz przybył: „Lubię wąchać atrament drukarski. Podwójna maszyna rotacyjna to coś cudownego! Pozostajemy w ten sposób. ”Nieistotne, że później jako prywatny sekretarz przywódcy Liberałów Friedrich Naumann szczypta polityki - w dziennikarstwie odnalazł swoją pasję.

Gdy pierwsza wojna światowa rozpoczęła się w tym samym roku, stało się jasne, że Schairer wciąż był dzieckiem swoich czasów. Dopingował hurrapatriotisch, choćby w średnim tomie. Jako pisarz i organizator musiał zajmować się imperialną polityką orientalną „Stowarzyszenie niemiecko-tureckie” przez kilka lat pełnił funkcję dyrektora zarządzającego. Ale dziwne: Schairer już wtedy uważał się za socjalistę i demokratę. A po zakończeniu wojny pozostał reformatorem społecznym w sensie naumannowskim, rezygnując jedynie z opcji polityki władzy narodowej.

Schairer został przekształcony z ekspansjonisty w pacyfistę, z kochającego pokój demokrata w lewicowego, oddolnego republikana. Zasadnicza zmiana, jak wielu w tym czasie, tylko to, że Schairer wykonał ją szczególnie szybko i radykalnie.

Ten radykalizm był prawdopodobnie wynikiem jego pietystycznej, ściśle narzuconej sobie edukacji; Uważa się, że coś można poczuć, gdy Schairer spekuluje na temat swego czasu politycznego człowieka, który tak bardzo potrzebuje ledwo ustanowionej republiki i wcześnie zamordowanego socjalisty Kurt Eisner dla niego „Nasza tragedia”, mówi niedzielna gazeta 1925, „mamy ludzi charakteru, ale nie są politykami. I mamy polityków, ale o zbyt małym charakterze. Brakuje odpowiedniego stopu. ”

Narządy Schairera, Sonntags-Zeitung, które najpierw pojawiły się w Heilbronn, a później w bardziej miejskim, lepiej skomunikowanym Stuttgarcie, zawsze miały wyraźny akcent w polityce gospodarczej. Różniła się od lewicowych kart wywiadowczych, takich jak scena światowa, akcja czy burza, których głównymi końmi hobby były kultura i polityka.

Schairer pisał dla dobra wspólnego, dla uczciwych płac i cen, socjalizacji surowców i przemysłu na dużą skalę, dla prawa konstytucyjnego i współdecydowania. Mali ludzie byli mu bliscy i godni. Obok Hermanna Hessego, Maxima Gorki i wielkiego karykaturzysty Hansa Gernera, jego wolni strzelcy obejmowali kobiety rynkowe, rzemieślników i rolników, do których często zapraszał. Nigdzie w latach dwudziestych nie ma idei sieci w dziennikarstwie wymawiane jak w niedzielnej gazecie. Freigeister i pastorzy czytają ich Schairer, nawet jeśli od czasu do czasu załatwił prześcieradło.

Nakład cotygodniowej gazety zwiększył się czterokrotnie w stosunku do 2000 w ciągu dwunastu lat. Około dwie trzecie nakładu 1933 trafiło do północnych Niemiec - Hamburg i Lipsk, Kolonia i Magdeburg były głównymi miejscami bezbłędnie gazety południowo-niemieckiej; także w Skandynawii, nawet w USA, gazeta bez reklam została sprzedana - tylko w Bawarii: nic nie wskazuje.

Schairers Wochenblatt chciał stworzyć krytycznie realistyczny obraz czasu, oprócz swoich bieżących tematów ekonomicznych, z artykułami na temat patologii Weimarskich, militaryzmu, antysemityzmu, wschodzącego nazizmu. 1931 uwiódł Schairera, aby przejął redakcję St. Gallen Volksstimme i sprzedał swój papier, choć z umownym prawem do odkupu. Ku przerażeniu swojej rodziny wkrótce z niej skorzystał i przeniósł się z bezpiecznej Szwajcarii z powrotem do niepewnych Niemiec: nie podobało mu się dzieło jego następców, z pozostawionymi dziecięcymi rzeczami i hasłami KPD, powiedział, że nie można pokonać Hitlera.

Ale to nie poradziło sobie z tym dziennikarzem Syzyfem, chociaż niedzielna gazeta mogła utrzymać się po 1933 z nieskorygowanym Schlingerkurs. Wielu pracowników musiało wkrótce uciec, inni przybyli do obozów koncentracyjnych i więzień. Sama Schairer często była odwiedzana przez gestapo i raz po raz papier był zbanowany - a kiedy się pojawił, była tylko XXX, zamiast imienia Schairer. Czasami pomijał - spryt w kontaktach z cenzurą - całkowicie w artykułach i umieszczał w arkuszu tylko mówiące klasyczne cytaty. Kiedy naziści bezczelnie zaoferowali mu stanowisko redakcyjne, odpisał: „Dziękuję za owoce i owoce tropikalne!” - co oczywiście było odrzuceniem.

Wreszcie niedzielna gazeta 1936 została zakazana; Schairer przyjechał jako podróżnik wina i Reichsbahngehilfe na rundach - 1945 nie był najmniejszym brązowym plamem na jego kurtce.

Począwszy od 1946, Erich Schairer, 59, pojechał do Tybingi, aby zająć swoje miejsce jako główny członek "Tagblatt" konkurować. Byłoby mu lepiej, rząd wojskowy w Stuttgarcie w końcu zdecydował o licencjonowaniu niedzielnej gazety - ale nic się nie dzieje. Schairer byłby również w stanie uczestniczyć w tworzeniu gazet w [...] Lindau, ale w końcu obiecał Tübingen, by kiedyś „nie siadał między dwoma krzesłami” lub „nie poślubił trzech narzeczonych” jak jego córka, dziennikarka Agathe Kunze, kiedyś powiedział.

Schairer znał Tybingę, tutaj studiował, związek „Roigel” należy, a szwabsko-jęczmienny, na wydziale filozoficznym - do dziś wyjątkowy - egzekwował dziennikarską pracę doktorską z historii: „Schubart jako dziennikarz polityczny”, jego motyw ciała i magenty.

Jego pierwszy artykuł redakcyjny jest na 16. Styczeń 1946 w arkuszu; mentalnie, a więc językowo jasny, poszedł do pracy, która wszędzie była taka sama: rekonstrukcja, moralność, polityka, materiał. „Biada nam, jeśli tysiąclecie Hitlera trwało ponad dwanaście lat”, pisze, ryzykując wszystko, co 1932 wiele stracił w walce o wolność i republikę. Lub, zgodnie z tradycją czterdziestoośmiolatka, uwielbia: „Nawet ten naród nauczy się rządzić sobą.” Jednak aby stworzyć warunki do tego, elity nigdy nie powinny ponownie dojść do władzy, co jest tak haniebne wraz z powstaniem Hitlera nie powiodło się Rekonstrukcja musi być sprawiedliwa, „nawet jeśli stare warunki nieruchomości są trochę niestabilne”.

Pomysł ten odpowiadał idei publicznej, którą Schairer propagował od pierwszej wojny światowej - którą chciał przezwyciężyć kapitalizm, choć nie rezygnując z liberalnej koncepcji społeczeństwa. Schairer nie był godzinnym komunistą, ale raczej idealistycznym demokratycznym socjalistą. Odzwierciedla to także komentarz w Tybindze, w którym wzywa do „bezstronnej prasy politycznej” na przyszłość i zwraca się przeciwko apolitycznej prasie Generalanzeiger z jej „plantacjami reklamowymi”.

Jedenaście lat po zakończeniu II wojny światowej zmarł w wieku 68, prawdopodobnie obecnie dobrze mianowany współredaktor „Stuttgarter Zeitung”. Pomyślał o wszystkim, nawet „Advance for nekrolog”. [...] Kiedy był śmiertelnie chory i nie mógł już dłużej nie odwiedzać jednej z znienawidzonych klinik, mówi się, że śmiał się: „Każdy, kto idzie do szpitala, zostaje w nim zabity.” Tym razem miał rację.

taz. w weekend 27 października 10, s. 2012